Po taplaninie w siemianowickiej kałuży, której nie można nazwać boiskiem, w czymś, co nie przypominało meczu piłki nożnej, Zagłębie Sosnowiec 1999 przegrało z Siemianowiczanką 1:3 (0:1). Honorową bramkę dla Zagłębia w doliczonym czasie gry strzelił z rzutu karnego Kamil Koster, a kuriozalną decyzję o rozpoczęciu i kontynuowaniu spotkania w takich warunkach podjęli sędziowie: Miłosz Dyszkiewicz (główny) oraz Michał Fangor i Tomasz Szczepanik (liniowi).
Więcej o tym czymś - w rozwinięciu, a więcej kałuż można obejrzeć w najnowszej galerii.
To, czego byliśmy świadkami w Siemianowicach Śląskich, było zdumiewające. Po obfitych opadach deszczu, który lał w dalszym ciągu, gospodarze dysponując całkiem przyzwoitą murawą na płycie głównej stadionu w Parku Pszczelnik, zdecydowali o zorganizowaniu spotkania na położonym nieco dalej w lesie placu z bramkami, który wyglądał jak kartoflisko w czasie powodzi. Większość tego czegoś położona była pod wodą, kałuże w niektórych miejscach sięgały powyżej kostek, gdzieniegdzie widać było łachy błota, a trawa, jeśli już wystawała nad wodę była nią całkowicie nasiąknięta. Sami zawodnicy z Siemianowic rozgrzewali się bez przekonania mówiąc między sobą, że sędziowie na pewno nie dopuszczą tutaj do meczu. Stało się jednak inaczej i trójka arbitrów nie zważając na protesty gości rozpoczęła zawody, które jako żywo przypominały błotne zabawy na Przystanku Woodstock. Piłka stawała w wodzie, albo zanurzała się w błocie, ewentualnie nabierała nieoczekiwanego poślizgu po koźle od powierzchni akwenu. W 3 minucie meczu sędzia główny przerwał nawet zawody na kilka minut, gdy zawodnicy obu drużyn w najgłębiej zanurzonym rogu boiska wręcz stanęli nie będąc w stanie wybić piłki z wody (widać to mniej więcej na zdjęciu). Po naradzie z liniowymi gra została wznowiona, a sędzia stwierdził, że mecz będzie dograny do połowy i w razie dalszych protestów zawody zostaną przerwane. Jednakże później nie było już o tym mowy.
W tych anormalnych warunkach nasz zespół pozbawiony został swoich największych atutów - niemożliwa była szybka, techniczna gra po ziemi, długie utrzymywanie się przy piłce i konstruowanie urozmaiconych akcji. Oczywiście warunki były takie same dla obu drużyn, ale lepiej w błotnej kąpieli czuli się gospodarze, którzy dysponowali przewagą fizyczną i preferowali proste rozwiązania - grali długą piłką na błotną aferę w okolicach pola karnego rywali. Przyniosło to skutek w postaci bramki w końcówce pierwszej połowy, gdy wybicie ślizgającej się piłki w bok przez naszego obrońcę przejął napastnik z Siemianowic, wbiegł w pole karne i celnie strzelił w długi róg. W 7 minucie drugiej części zawodów waterpoliści zawodnicy gospodarzy podwyższyli prowadzenie ładnym strzałem głową po rzucie rożnym, przy zgubieniu krycia przez naszych zawodników. Kiedy w 55 minucie kilku graczy pochłonęło bagno poślizgnęło się w naszym polu karnym, a płatającą figle piłkę skierował do siatki jeden z zawodników Siemianowiczanki, rezultat tej potyczki stał się wiadomy. Zagłębie honorową bramkę zdobyło w okolicznościach równie absurdalnych, jak całe to "widowisko". W doliczonym czasie gry rozgrywający dobre zawody Michał Wrona, po przepłynięciu z piłką przez całe boisko, strzelił z dystansu, a siemianowicki bramkarz odbił piłkę do boku. Tam pierwszy dopadł do niej Kamil Koster, który zagrał jeszcze bardziej w bok i nieoczekiwanie został chwycony w pół i powalony w bajoro przez golkipera miejscowych. Bramkarz Siemianowiczanki zarobił przez to żółtą kartkę, a ponieważ za wcześniejszą pyskówkę miał już na koncie jeden żółty kartonik, zobaczył też kartkę czerwoną. Między słupkami musiał zastąpić go zawodnik z pola, bo miejscowi wykorzystali już limit zmian. Kamil Koster nie dał mu szans na interwencję skutecznie trafiając z 11 metrów.
Do naszych zawodników nie można mieć większych pretensji. Należy ich raczej podziwiać, że wybiegli do boju, przetrwali i nie utonęli. Może tylko zbyt uparcie próbowali kombinacyjnie grać po ziemi, zamiast stosować proste środki i górne piłki. Można jeszcze przypomnieć, że w normalnych warunkach, gdy grano w piłkę nożną, we wrześniu w Sosnowcu Zagłębie wygrało 9:0. Ponieważ nikt nie doznał kontuzji, a mecz toczył się dla nas o przysłowiową pietruszkę, nie doszło do oficjalnego protestu ze strony Zagłębia.
Zazwyczaj w tym miejscu gratulujemy przeciwnikom wygranej, tym razem jednak bardziej odpowiednie będzie stwierdzenie, że gospodarze powinni się wstydzić, że podejmują młodych piłkarzy innych drużyn w takich warunkach.
We wtorek zagramy w piłkę nożną i będziemy gościć na własnym obiekcie GKS Katowice. Kadrę trener nadeśle mailem i zostanie opublikowana na stronie albo dziś wieczorem, albo w poniedziałek. Przypominamy o zleconym przez trenerów poniedziałkowym rozbieganiu.